Humanistyczny optymizm

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że rozwijając działalność Szkoły „Rhesis” i szukając ludzi nie tylko chcących uczyć się łaciny, greki, arabskiego oraz literatury tych języków, ale także gotowych za to zapłacić, w oczach wielu wyglądam trochę na naiwnego lub – co gorsza – perfidnego handlarza, który woła o pieniądze za rzeczy zupełnie niepotrzebne i wciska ludziom trefny towar. Bo komu dziś potrzebna łacina i znajomość Cycerona? Kto przy zdrowych zmysłach będzie płacił za lekcje greki, skoro w CV trzeba wykazać się angielskim i francuskim? Z zapraszaniem na lekcje arabskiego idzie łatwiej, niestety tylko do momentu, w którym potencjalny klient Szkoły zaczyna rozumieć, że chcemy go nauczyć dialektu literackiego, który przyda się do lektury Koranu, a nie na zakupy w Szarm el-Szejk… Przyznaję, że czasem wpadam w otchłań humanistycznego pesymizmu i mam chęć dołączyć do grona humanistycznych płaczek, rozdrapujących policzki i rozdzierających szaty nad upadkiem humanistyki i wołać wzniośle szlachetne: O, tempora! O, mores! w języku, którego nikt nie rozumie.

Tak jednak nie wolno. Rozpacz nie przystoi humaniście. Oczywiście, że trudno jest nie rozpaczać, gdy w Polsce gasną jeden po drugim wydziały filologii klasycznej albo próbują – skądinąd dość naiwnie – ratować swoje istnienie wchodząc w romans z biznesem turystycznym czy innym. Trudno zachować optymizm, gdy oszczędności niczym topór ścinają bezlitośnie dyskusje filozoficzne, studia nad klasyczną literaturą czy historią. „Trudno” nie znaczy jednak „niemożliwe”. Proszę mi wierzyć, cały czas pozostaję humanistycznym optymistą. Skąd ten optymizm? Z prostego przekonania, że kryzys humanistyki ma swoje korzenie w błędzie popełnionym przez samych humanistów, i gdy tylko doświadczenie negatywnie zweryfikuje ich błędną teorię, nauki humanistyczne odzyskają swój blask.

Upadek humanistyki bowiem, o którym często z bólem mówią sami humaniści, to niestety w dużej mierze nie wina „obcych” – tych podłych finansistów, informatyków i genetyków, którzy w nosie mają Katullusa i spory chrystologiczne IV wieku – ale wina samych humanistów. To przecież właśnie filozofowie, królowie humanistyki od jakiegoś czasu zaczęli mówić o „współczesnym człowieku” i o „współczesnym społeczeństwie”, jak o jakimś zupełnie nowym tworze. Zauważyli i „naukowo udowodnili”, że świat się zmienił, zmienił się człowiek, zmieniło się społeczeństwo i nic już nie jest takie jak dawniej. Ich teoria – od razu zaznaczę, że według mnie całkowicie błędna – weszła już pod strzechy i naprawdę kształtuje ludzi, którzy patrzą na świat swoich przodków czasem z nawet większym dystansem niż komputery patrzyłyby na maszynę do pisania: było, minęło. Obumiera więc żywotna więź między „kiedyś” a „dziś”. Nowy człowiek jest przecież nowy i żadne dawne sprawy nie mogą mu nic powiedzieć. Cóż więc dziwnego, że obumiera także humanistyka, która, jak by nie było, w zdecydowanej większości pielęgnuje zdobycze wieków minionych, żeby na ich podstawie kształtować dzisiaj. Nic nam nie powie już Platon, to po co nam greka i znajomość starożytnej historii… Nie uczymy się od Cycerona, więc szkoda czasu na łacinę i poznanie Imperium Rzymskiego… Religia to już przeszłość, więc po co studia nad teologią chrześcijaństwa, nad wpływem islamu na rozwój społeczeństwa… „Oto wszystko stało się nowe!”, więc ma się dobrze tylko ta humanistyka, która narodziła się po ogłoszeniu ery nowego człowieka i pozostaje na jej usługach.

Na szczęście błąd przekonania, że jesteśmy dziś zupełnie innymi ludźmi niż nasi przodkowie, staje się coraz bardziej oczywisty. Pęka złudzenie końca historii i powszechnego pokoju w Europie. Fałszywa okazuje się teoria, że bez religii będziemy mieli raj na ziemi. Wracamy do pytań fundamentalnych i znowu musimy szukać na nie odpowiedzi: kim jest człowiek? jakie są jego prawa? co to jest państwo? kim jest Bóg? czym jest religia? Nie jest to nawrót masowy oczywiście – i chyba nigdy nie będzie – ale coraz więcej ludzi myślących i światłych rozumie, że wielcy i mądrzy ludzie będą wielkimi zawsze. Platon się więc nie zdezaktualizował, warto poczytać Horacego, przejrzeć uczciwie naukę Jezusa z Nazaretu i teologię chrześcijańską, przyjrzeć się Koranowi…

Dlatego żywię w sercu humanistyczny optymizm i zapraszam do naszej Szkoły tych, co wyprzedzają swoją epokę i chcą jako piersi wrócić do wielkich mistrzów, nauczyć się ich języka i przyswoić sobie ich myśl.

ks. dr Przemysław M. Szewczyk

No comments yet.

Dodaj komentarz